All i know is, if you don’t figure out this something, you’ll just stay ordinary, and it doesn’t matter if its a work of art or taco, or pair of socks! Just create something… new, and there it is, and it’s you, out in the world, outside of you and you look at it, or hear it, or read it, or feel it… and you know a litlle more about… you. A little bit more than anyone else does… Does”
Tak o sztuce entuzjastycznie mówi kolorowa Hilary Swank w roli Holly w ekranizacji książki C. Anhern „P. S. I love you”, i dokładnie wyraża to, kim dla mnie jest artysta. Nie tylko człowiek tworzący wielką sztukę przez duże 'S’, ale każdy kto czuje wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś, zaprojektowania, uszycia, namalowania… Dlatego dla mnie artystą może być zarówno mój ukochany malarz Toulouse-Lautrec jak i pan Heniek z warzywniaka. Nieistotne są umiejętności, a emocje. Sztuka, tworzenie czegoś jest sposobem na wyrażenie siebie i pomaga mi przy radzeniu sobie z problemami. I myślę, że to postrzeganie artystów samych przez siebie ma duży wpływ na to, jak ocenia nas 'reszta świata’.
Pierwsi artyści w historii sztuki nie byli nawet świadomi tego kim są, i jak wielkie znaczenie będą miały ich dzieła dla ludzkości. Autorzy malowideł z Lascaux tworzyli sztukę dla siebie, byli po prostu częścią społeczeństwa, traktowani jak każdy inny homo sapiens, z mniej jednak przydatną umiejętnością niż upolowanie obiadu gołymi rękami.
W starożytnym Rzymie, Grecji, gdzie sztuka stanowiła ważny element kultury, artysta stał się, choć nadal rzemieślnikiem to już szanowanym obywatelem, jego dzieła znane i podziwiane w całym kraju a jego imię owiane sławą- jak Fidiasz.
To właśnie wtedy narodziła się tak znamienna dla artystów cecha: pewność siebie, wręcz pycha. Najbardziej znanym mi przykładem artysty, który samego siebie ocenia BARDZO wysoko jest rzymski poeta- Horacy: 'Exegi monumentum aere perennius’ 'Non omnis moriar’. I o ironio dokładnie to dzieło „Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu”, w którym poeta zapowiada swoją własną wielkość na wieki (z powodu innych dzieł) staje się jego znakiem rozpoznawalnym i to właśnie te słowa każdy szanujący się uczeń liceum recytuje po łacinie.
Kolejna epoka, średniowiecze nie była czasem dla artystów łaskawym. Są anonimowi jak chyba nigdy później. Sztuka tworzona jest dla Boga, ku jego chwale i nie wypada podpisywać swych dzieł. Mnisi tworzący swoje dzieła w zakonach, traktowani z szacunkiem, ale w żaden 'wyjątkowy’ sposób. Ale myślę, że potrzeba podpisania się pod swoim dziełem, w jakiś sposób zaznaczenia swojej tożsamości była zbyt silna by przetrwać długo. Dowodem może być na to pierwszy w historii autoportret- popiersie Piotra Parlera. Rzeźbiarz umieścił swoją podobiznę na tryforium katedry św. Wita w Pradze, tuż obok wyobrażeń świętych. Nastały nowe czasy dla twórców.
W renesansie artyści stają się coraz bardziej 'doceniani’. Nadal pracują na zlecenie, jednak ich imiona (tych największych) są nam znane do dziś. Zyskują sławę i uwielbienie, ale jeszcze nie do końca wolność swojej sztuki. „Łabędzie Leonarda” powieść historyczna Karen Essex pokazuje jak duży wpływ miał mecenas na swojego mistrza, i jak owy mistrz był uzależniony od pieniędzy i 'widzi-misiów’ mecenasa. Kto wie, jak wyglądałyby dzieła Leonarda, gdyby ten mógł tworzyć co chciał? Hm.. obawiam się, że mógłby żadnego nie skończyć. No i z pewnością nigdy nie powstałaby 'Ostatnia Wieczerza’ a to już byłby dla sztuki cios.
Artyści baroku byli przekonani, że tworzą dalej w duchu renesansu i są jego kontynuacją, nic więc dziwnego, że sposób ich postrzegania nie zmienił się w znaczący sposób. Ale co im za różnica skoro i tak wszystko marność.
Dalej, w oświeceniu, epoce nauki sztuka stanowi wartość drugorzędną, powinna nauczać, być moralizatorska, edukować. Innymi słowy była podporządkowana, kontrolowana przez 'rozum’ a zawód artysty uważany za dość marny i nie przynoszący żadnego pożytku. Lecz z kolei (prawdziwa sinusoida) romantyzm jest hymnem (panegirykiem wręcz!) pochwalnym artystów. Artysta niczym Bóg, 'nadczłowiek’, ponad prawami i siłami fizyki, wszechmogący obrońca narodów. Stał się przewodnikiem, przywódcą, narodowym wieszczem. Jak Konrad w 'Dziadach’, który ma o sobie tak wysokie mniemanie, iż twierdzi że… przewyższa Boga. Taki to skromny chłopak. Zapewne każdy chciał być wtedy artystą, jednak z tym talentem trzeba się urodzić, a jego brak również jak i jego posiadanie to ogromne brzemię i źródło cierpienia. Jak wszystko zresztą dla romantyków.
W późniejszych epokach akcja się zagęszcza, artyści mają coraz więcej swobód, i są mniej lub bardziej doceniani czy ograniczani ze względu na to, czy w obecnym czasie króluje raczej rozum czy emocje. Sztuka staje się coraz bardziej 'wolna’, ale zawsze jest odpowiedzią na aktualne wydarzenia, dlatego zmienia się razem z historią. Ale myślę, że nie zależnie od nich, sztuka będzie istniała zawsze, być może w nieco innej formie, jednak skoro jest to wewnętrzna potrzeba człowieka, to artyści będą zawsze. I jedną, niezmienną cechą artystów jest pycha, indywidualizm, poczucie niezrozumienia.
„Skromność jest prawem artystów, próżność ich obowiązkiem”- K. Kraus
W dzisiejszych czasach bycie artystą jest modne. Każdy kto jest inny- jest fajny. Dlatego młodzież często próbuje za wszelką cenę wyróżnić się z tłumu, podkreślać swój indywidualizm, zwracać na siebie uwagę. Lubimy być outsiderami, oryginalnymi dziwakami, podkreślać swoje emocje, epatować awangardą. Nikt nie chce zostać uznany za 'normalnego’, szarego, przeciętnego= nudnego. I choć nie popieram prób bycia na siłę innym, to teraz, w 'młodym pokoleniu artyści znów są na piedestale. I oby tak dalej. Niech żyje sztuka!